"To, na czym ludziom najbardziej zależy, zmienia się bardzo powoli."
[Wywiad w oryginale znajduje się w angielskiej wersji TrendBooka 2013]
Genevieve Bell – antropolog. Intel Fellow, Director, Interaction and Experience Research, Intel.
Uznawana za jedną z 25 najbardziej wpływowych kobiet na świecie zajmujących się nowymi technologiami. Ponadto – uznana przez Fast Company za jedną ze 100 najbardziej kreatywnych osób w biznesie (100 Most Creative People in Business), wpisana do Women In Technology International (WITI) Hall of Fame i uhonorowana przez Anita Borg Institute tytułem 2013 Woman of Vision for Leadership.
Rozmawiamy z Genevieve o wielu rzeczach – o tym, jak korzystamy z technologii na różnych etapach naszego życia, o tym, dlaczego Internet nie jest czymś stałym, o naszych lękach, związanych z technologizacją życia. To jeden z najlepszych wywiadów, jaki kiedykolwiek udało mi się przeprowadzić. Znam go już właściwie na pamięć, a przy kolejnym czytaniu wciąż odkrywam w nim coś nowego. Bardzo Wam go polecam.
Natalia Hatalska: Jakiś czas temu miałam prezentację na temat tego, w jaki sposób kobiety używają technologii. Cytowałam Twoje badania, z których wynika, że są pewne dziedziny, w których kobiety zaczynają stosować technologię szybciej niż mężczyźni. Usłyszałam wówczas, że jestem seksistką. Dlaczego nadal pokutuje tak silny stereotyp, że to mężczyźni są za pan brat z technologią, a jedyne zainteresowania kobiet to gotowanie, moda i dzieci?
Genevieve Bell*: Chodzi tu o to, że przyjęcie danej technologii zależy od samej jej natury, od tego, gdzie się pojawia, co robi i kim dokładnie są jej użytkownicy. Wiemy, że w pewnych miejscach z technologii korzystają ludzie młodzi, a w innych – ludzie, których na nią stać. Weźmy jako przykład samochody. Pierwszymi użytkownikami samochodów były osoby czterdziesto- i pięćdziesięcioletnie, ponieważ to oni mieli pieniądze. Gdy telefony komórkowe stały się powszechne w Japonii, zaczęły być używane zarówno przez osoby pracujące, jak i nastolatków. Różne technologie są atrakcyjne dla różnych ludzi w różny sposób. Wiążą się również z innymi przeszkodami i barierami. Czasem ich instalacja jest dość czasochłonna, czasem wymagają połączenia sieciowego, które nie dla każdego jest dostępne, czasem są one drogie, itd. Pewni jesteśmy tego, że choć użytkowanie technologii zmieniało się na przestrzeni lat, to pewne rzeczy pozostają takie same. Na przykład technologia, którą mamy w naszych domach. To kobiety ją „oswajają”, udamawiają i sprawiają, że jest ona bezpieczna. I choć to nie kobiety wynalazły elektryczność, z całą pewnością to one musiały wiedzieć, jak z niej korzystać podczas gotowania, sprzątania, prania czy prasowania. Gdy wprowadzono do powszechnego użytku telefon, to kobiety podnosiły słuchawkę, gdy ktoś dzwonił; to kobiety wykonywały telefony do krewnych, aby zapytać, co u nich słychać, itd. W ostatnich latach obserwujemy, że różne technologie są przyjmowane w różnoraki sposób. Na przykład posiadaczkami czytników e-czytników są głównie kobiety, nie mężczyźni. Czy to oznacza, że płeć brzydsza to analfabeci? Nie. Jednak to kobiety sięgają po książki, aby się zrelaksować. E-czytniki wpasowują się też idealnie w kobiecy styl życia – nieco przeciążony i ubogi w czas.
NH: Wspomniałaś, że użytkowanie technologii zależy od wielu różnych czynników, np. kosztów. Czy w takim razie istnieją jakieś konkretne czynniki psychologiczne, które wpływają na przyjmowanie danych technologii?
Genevieve: Niektóre technologie przyjmują się, ponieważ rozwiązują pewne kluczowe dla nas problemy i ułatwiają nam życie, niektóre natomiast – ponieważ wmawia się nam, że nam to życie ułatwią. Pralki czy lodówki na przykład – powiedziano nam, że dzięki tym technologiom będziemy mieć mniej prania czy lepsze jedzenie. Niektórzy ludzie zaczęli ich używać bardzo szybko, ponieważ mieli na to pieniądze lub w pewien sposób dali się zwieść tym obietnicom. Innym zajęło to znacznie więcej czasu. Uważam, że nie ma jednego stałego typu osobowości, który uczyni z kogoś wczesnego nabywcę technologii. Nie uważam również, aby istniał jeden typ grupy ludzi, którzy będą pod tym względem gdzieś w tyle. Z pewnością są pewne technologie, które z czasem przysparzają ludziom więcej zmartwień, niemniej jednak nasze troski także ulegają zmianom. Pokolenie mojej prababci pochodzące z Australii było świadkami wprowadzenia elektryczności. Byli wówczas dość młodzi, ale elektryczność wywoływała w nich strach – wydawała dziwne dźwięki, groziła porażeniem prądem. Nie była tak stabilna i dająca się opanować jak technologie, które znali wcześniej. Niemniej jednak do czasu śmierci mojej prababci, a zmarła mając ponad 90 lat, elektryczność zdążyła się już na stałe zadomowić w jej życiu i stać się jego częścią. To wszystko zmienia się z czasem. Technologie, które wywoływały u nas strach, kiedy byliśmy dziećmi, teraz nie robią na nas wrażenia.
NH: Powrócimy jeszcze w dalszej części do tego typu lęków i obaw. Teraz porozmawiajmy o nas w kontekście starzejącego się społeczeństwa. Ludzie starsi z pewnością używają technologii w zupełnie inny sposób niż ludzie młodzi. Jak więc powinniśmy projektować technologie, abyśmy w przyszłości mogli z nich korzystać?
Genevieve: To dobre pytanie. Musimy pamiętać o paru kwestiach. Pokolenie moich rodziców, czyli osoby urodzone podczas drugiej wojny światowej lub zaraz przed nią/po niej, to teraz osoby w szóstej, siódmej i ósmej dekadzie swojego życia. Nie możemy zapominać, że to właśnie to pokolenie było świadkami wprowadzenia masowo produkowanych samochodów, telewizji, magnetowidów, mikrofalówek czy telefonów komórkowych. W momencie ich wprowadzenia wiele z tych osób było u szczytu kariery zawodowej, a niektóre z tych technologii na prawdę nieźle się przyjęły. Tak więc ludzie ci byli już dorośli w momencie, gdy pojawiły się technologie, które kompletnie odmieniły ich życie. Kohorta, którą dziś nazywamy „seniorami”, była dość eksperymentalna jeżeli chodzi o ich stosunek do technologii i o obcowanie z nią. Zmodyfikowała ona znacznie ich miejsca pracy, stała się częścią ich życia, stała się tym, czym zaczęli obdarowywać swoje dzieci. W pewnym sensie to, jak ta grupa zachowuje się dzisiaj – w erze Internetu – nie powinno nikogo dziwić. W Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej to sześćdziesięciolatkowie i siedemdziesięciolatkowie są najprężniej rosnącą grupą wiekową na Facebooku i innych serwisach społecznościowych. W samych Stanach ludzie po 50-tce i 60-tce to również najsilniejsza grupa na portalach randkowych. Powodów jest wiele – dzieci wyfrunęły już z gniazd, zmienili partnerów, zostawili swoich partnerów, wyrwali się z nieszczęśliwych małżeństw – i znów są singlami, znów umawiają się na randki. Niedawno natknęłam się na pewne badanie, według którego czterdziestolatkowie i pięćdziesięciolatkowie są bardziej skłonni wysyłać sex-wiadomości (tzw. sexting), niż dwudziestolatkowie. Czasami więc myślimy sobie: „Aa, oni są starzy…na pewno zbyt wiele w temacie technologii nie zdziałają”. A tymczasem rzeczywistość jest inna – większość z tych osób została wprowadzona w arkana technologii i wiele przez całe swoje życie nosiło w sobie pragnienie bycia zaangażowanym w nią jeszcze bardziej. Powinniśmy być więc ostrożni w wygłaszaniu sądów typu „nie masz dwudziestu lat – na pewno nie jesteś użytkownikiem technologii”. Cały czas staram się walczyć z tym stereotypem.
NH: Porozmawiajmy w takim razie o dwudziestolatkach. W jednym ze swoich wcześniejszych wywiadów powiedziałaś, że młodzi ludzie używają technologii inaczej, jeśli płacą za nią ich rodzice, a inaczej, gdy sami muszą sobie ją zapewnić. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Genevieve: Oczywiście. Co prawda nie wiem, jak sytuacja wygląda w Polsce, ale przeprowadziliśmy badania na ten temat między innymi w Stanach Zjednoczonych i Australii. Okazało się, że gdy młodzi ludzie mieszkali jeszcze ze swoimi rodzicami, to oni opłacali ich rachunki telefoniczne, Internet, etc. Natomiast jeżeli młodzi sami zaczęli opłacać swoje rachunki, telefon komórkowy, plan taryfowy dotyczący transmisji danych czy dostęp do Internetu, wówczas ich nawyki użytkowania technologii uległy zmianie. I to wcale nie jest zaskakujące. Powszechnie wiadomo przecież, że postępowanie np. świeżo upieczonych małżonków też różni się od zachowań singli. Fascynujące wydaje się być to, że często używamy różnych określeń na różne pokolenia – Baby Boomers, Pokolenie Y, Pokolenie X, Pokolenie Milenium, etc. Rzeczywiście, różnice między tymi pokoleniami są niezaprzeczalne, ale wydaje mi się, że to, co wpływa na decyzje, jakie podejmujemy, to nie wiek, ale etap, na jakim obecnie znajdujemy się w naszym życiu. Świeżo upieczony 25-letni rodzic ma przecież wiele wspólnego ze świeżo upieczonym rodzicem, któremu stuknęła 40-tka. Nasze przeświadczenie o dzisiejszej młodzieży nieustannie korzystającej z technologii można porównać do sytuacji, w której ktoś idzie do restauracji ze szwedzkim stołem i zjada o wiele więcej, niż wtedy, gdy musiałby płacić za każde osobne danie w tradycyjnym lokalu. W pewnym sensie było to oczywiste, ale nadal szalenie fascynujące, gdy to zaobserwowaliśmy.
NH: Pamiętam też, że wspomniałaś, iż nie istnieje jeden Internet, lecz Internet ma wiele różnych postaci, które przystosowują się do platform, z których korzystają.
Genevieve: Dokładnie.
NH: Przyznasz jednak, że nie jest to zbyt popularna opinia. Mamy wciąż tendencję do myślenia o Internecie jako o czymś zbliżonym do elektryczności. Coś, co jest jednością, co jest takie samo; coś, co nas otacza.
Genevieve: Przecież nawet energia elektryczna jest różna w zależności od kraju. Inne napięcia, inne gniazdka, inne systemy płatności, inne wyobrażenia na temat tego, kto powinien tę elektryczność dostarczać, a kto ją regulować. Z Internetem jest tak samo. To, w jaki sposób ludziom dostarcza się Internet w Stanach różni się od tego, jak to wygląda w Australii czy Wielkiej Brytanii. Różnice te dotyczą wszystkiego – kim są dostawcy Internetu, czy istnieje standard dotyczący szybkości łącza czy ruchu internetowego, czy istnieje standard dotyczący prędkości pobierania i wysyłania, czy obowiązuje wymóg kontroli parzystości, czy każda strona jest dostępna, czy też są pewne strony, na które nie ma się dostępu. Jesteśmy świadomi tego, że Internet nie jest jednolitą, nieprzerwaną całością, w której będziemy odczuwali te same rzeczy w ten sam sposób niezależnie od miejsca, w którym przebywamy. Wiemy też, że sposób odczuwania i doświadczania Internetu w telefonie komórkowym jest inny od tego, w jaki sposób go doświadczamy i jak ten Internet wygląda na laptopie. Po części spowodowane to jest architekturą informacji, po części przepustowością łącza, po części dostępnością sieci oraz jeszcze tym, że różni ludzie robią na każdej z tych platform różne rzeczy. Od dawna uważam, że Internet nadaje tym platformom życie, ożywia je. Kiedy Internet zaczął być dostępny w telefonach komórkowych, szybko stało się jasne, że ludzie nie używali go w całości. To, czego głównie chcieli, to aplikacje. Chcieli konkretnych rzeczy i informacji – „czy jest tu gdzieś blisko jakaś restauracja?” bądź „jak dojść do stacji metra?”. Wszystko odnosiło się do tego, gdzie aktualnie się znajdowali i co aktualnie robili.
NH: A co z Internetem rzeczy? Jak to zjawisko wpłynie na nasze doświadczenie?
Genevieve: Myślę, że wkrótce się dowiemy. Na pewno będziemy postrzegali rzeczy podłączone do sieci w inny sposób. Jeśli ktoś przyzwyczaił się do tego, że sygnalizacja świetlna to po prostu sygnalizacja świetlna i nic więcej, to w momencie, gdy stanie się ona podłączona do sieci innych sygnalizacji i będzie „wiedzieć” jak działa ruch uliczny, to nasze doświadczenie związane z drogą i jazdą samochodem zmieni się diametralnie.
NH: Niektórzy wierzą, że nie będziemy już więcej potrzebować sygnalizacji świetlnej, ponieważ to maszyny będą się między sobą komunikować.
Genevieve: Myślę, że sygnalizacja świetlna zawsze będzie nam potrzebna. Nigdy nie będzie sytuacji, w której podłączone do sieci będą wszystkie samochody na raz. Chociaż możemy sobie wyobrazić inteligentne samochody, które będą rozmawiały z innymi pojazdami, a nie z kierowcami. Będą o nas plotkować: „trzymaj się od niej z daleka, jest fatalnym kierowcą”… [śmiech] Faktem jest to, że nigdy nie żyliśmy w świecie z jednym Internetem. Zawsze było ich wiele.
NH: Zatrzymajmy się na moment przy wizji gadających samochodów. Ray Kurzweil przewiduje, że do roku 2030 rozumowanie komputerów osiągnie poziom rozumowania ludzkiego. Możemy sobie więc wyobrazić, że będziemy mieć powszechnie do czynienia z robotami, które będą za nas pracowały, a my będziemy mieć więcej czasu na relaks, czytanie książek czy po prostu słodkie nic nierobienie. Powinniśmy się więc cieszyć, a zamiast tego paraliżuje nas strach. Dlaczego?
Genevieve: Jednym z naszych największych lęków dotyczących technologii jest to, że zdajemy sobie sprawę z tego, że technologia oznacza zmiany. Historia technologii nas tego nauczyła. Dla wielu osób zmiana to coś przerażającego. Oznacza ona, że to, co kiedyś było dla nich czymś stałym i przewidywalnym nagle może stać się jedną wielką niewiadomą. Trudno jest im poradzić sobie z tymi ciągłymi zmianami. Odczuwamy strach w momencie, gdy dostrzegamy, że technologia może parę rzeczy nam poprzestawiać. Gdy zmienić się mogą nasze wyobrażenia czasu i przestrzeni, np. elektryczność zaciera granice między dniem i nocą, a dzięki pociągom możemy w krótkim czasie znaleźć się w miejscach odległych o setki kilometrów. To wtedy właśnie zachodzi zmiana w sposobie, w jaki postrzegamy świat. Technologie tego typu wywołują w nas niepokój, ponieważ to właśnie zmiany pojęciowe – zmiany w sposobie myślenia – są tymi najcięższymi. Chodzi też w końcu o to, że wiele nowych technologii zmusza nas do refleksji nad tym, co tak naprawdę nas od nich odróżnia. Jeżeli chodzi o teorię osobliwości, myślę, że ludzie uważają Raya Kurzweila i jego poglądy za prowokatorskie, ponieważ przekaz, jaki do nich dociera, to „komputery zastąpią ludzi, ponieważ będą w stanie zastąpić ludzki mózg”. Dla wielu ludzi tego typu wizja jest przerażająca.
NH: Czy nie przypomina to poglądów luddystów z końca 18 wieku, którzy obawiali się technologii i maszyn obecnych w fabrykach, w których pracowali?
Genevieve: Dokładnie. Dziś rano miałam wykład na temat źródeł tego lęku. Między innymi właśnie wspominałam o luddystach i sytuacji w Anglii, jaka miała miejsce 200 lat temu. Myślę, że te myśli dotyczące maszyn zastępujących ludzi i związane z nimi obawy nigdy nas nie opuściły. Rozbrzmiewają echem po dziś dzień. 200 lat temu ludzie bali się, że maszyny zastąpią ich pracę i było to rzeczywiście niepokojące. Dzisiaj jednak to zagrożenie dotyczy potencjalnego zastąpienia naszego myślenia i jest to równie przerażające. W końcu to, co nas odróżnia od reszty istnień na tej planecie, to nasza zdolność racjonalnego myślenia, nasza moc poznawcza. Jeśli i te obowiązki – obowiązki myślenia – przeniesiemy na maszynę, ile wówczas będziemy warci jako ludzie? To właśnie zagrożenie naszych wartości po części generuje ten strach.
NH: Czy to zagrożenie jest realne?
Genevieve: Wszelkie obawy są w jakiejś części racjonalne i w jakiejś części nie. Można by równie dobrze stwierdzić „technologia niesie ze sobą tylko to, co dobre,” „technologia sprawi, że staniemy się lepszymi ludźmi, bardziej wydajnymi – wszystko będzie cacy”. To jedna bajka, jaką zawsze opowiadamy w kontekście technologii. Druga bajka brzmi: „technologia zmieni wszystko na gorsze”. Każdej nowej technologii towarzyszą obie przepowiednie – „wszystko zmieni się na lepsze” i „wszystko zmieni się na gorsze”. Obie są prawdziwe i nieprawdziwe jednocześnie. Z pewnością pod wieloma względami technologia nie okazała się dla nas zbawienna. Nie mamy już dzisiaj czasu, aby tak zwyczajnie się ponudzić, czujemy się przytłoczeni, czujemy, że nasz czas i nasz mózg jest przeładowany. I oczywiście pod wieloma względami technologia okazała się być czymś pozytywnym – przecież dziś możemy robić rzeczy, o których nawet nie śniliśmy 20 lat temu. Musimy pogodzić się z faktem, że współczesna technologia zawiera oba te elementy – strach i zachwyt. Oba uczucia są niezbędnymi elementami technologicznej układanki i oba są po części uzasadnione, a po części wyolbrzymione.
NH: Dziś możemy zaobserwować jednak rodzący się kontr trend – wielu ludzi świadomie rezygnuje z angażowania się w technologię na jakiś czas. Czy uważasz, że ten mikro trend może się w przyszłości przerodzić w coś bardziej dominującego?
Genevieve:. Uważam, że przyjmowanie nowych technologii odbywa się zgodnie z pewnym cyklem. Na początku jest etap, gdy wszystko jest utopijne i wspaniałe. Stwierdzamy: „OMG! Wszyscy powinni to mieć, hura!!! wspaniale!” Po nim następuje etap pod tytułem “to jest do bani” i dana technologia staje się koszmarem. Potem wynurzamy się również i z tego etapu i wówczas staje się jasne, gdzie dana technologia zagrzała miejsce i była konsekwentnie używana zarówno podczas przesadzonego szumu medialnego, jak i przesadzonej krytyki. Na tym etapie mamy już stabilny obraz sytuacji. Jednak „zadomowienie się” danych technologii w obrębie danych krajów, kultur, gospodarstw domowych i społeczności wymaga czasu. Jednym z wyzwań, przed którymi dzisiaj stoimy, jest to, że mamy poczucie jakby technologia była z nami co najmniej od 20 lat. W rzeczywistości w wielu miejscach technologie te nie mają nawet 10 lat. Patrząc na to z perspektywy historycznej, zanim nasze reakcje na użytkowanie nowej technologii stają się ustabilizowane, mija dekada, może dwie czy nawet trzy. Wprowadzenie na dobre telewizji zajęło na prawdę dużo czasu, a nadal się o nią spieramy. Debata trwa już 50 lat – Czy telewizja jest dla nas w końcu dobra czy zła? Ile powinniśmy jej oglądać? Jak daleko od telewizora powinniśmy siedzieć? Czy powinno się pozwalać dzieciom oglądać telewizję bez nadzoru? Wcale nie jestem zaskoczona tym, że jesteśmy teraz w fazie podważania wartości niektórych nowych technologii. W końcu zalały nas fantastycznymi utopijnymi wizjami. Naturalne jest więc to, że kwestionujemy coś, co być może było tylko rozdmuchanymi obietnicami. Wiemy także, że ten okres ostrego sprzeciwu wobec niektórych technologii w pewnym momencie ustanie. Dla mnie bardziej interesujące jest pojawienie się aplikacji, które zaczynają podważać pojęcie trwałości w świecie cyfrowym, np. Snapchat. Tego typu aplikacje wydają się być technologią cyfrową, która jest całkowicie krótkotrwała, znika tak szybko jak się pojawiła i nigdy nie trwa wiecznie. Ciekawi mnie to, gdzie wylądujemy, gdy zakończy się także i ten etap.
NH: Jak więc będzie wyglądała nasza przyszłość? Widzimy ją już w filmach science fiction i żadna wizja nie wydaje się być optymistyczna.
Genevieve: To dlatego, że science fiction z happy endem źle się sprzedaje. Ludzie nie chcą oglądać szczęśliwej przyszłości – nie na takiej wizji oparte są hity kasowe. Science fiction to pewnego rodzaju bezpieczne miejsce, gdzie możemy bawić się naszymi lękami. Rzadko bywa miejscem, gdzie bawimy się naszymi nadziejami.
NH: Czy wierzysz w szczęśliwą przyszłość?
Genevieve: Wierzę w realistyczną przyszłość. Przyszłość zawsze będzie skomplikowaną mieszanką tego, co dobre i złe. Znamy to z kart historii. Niektóre technologie będą wspaniałe, a inne będą miały niezamierzone i już nie takie wspaniałe konsekwencje. Uważam, że przyszłość nie będzie ani utopijna, ani dystopijna. Musimy doświadczyć odrobiny obu wizji. Głównym naszym wyzwaniem pozostanie na pewno strach.
NH: Z zawodu jesteś antropologiem. Amber Case, która nazywa siebie cyborg anthropologist, wierzy, że jesteśmy połączeni z naszymi smartfonami, tabletami i resztą technologii, oraz że już dawno staliśmy się cyborgami. Czy ty również wierzysz w to, że przeistoczyliśmy się w transludzi?
Genevieve: Wierzę w o wiele mniej niż Amber Case. I choć rozumiem, dlaczego tak uważa, to sądzę, że istota naszego człowieczeństwa jest nieco bardziej złożona. Zawsze byliśmy skomplikowaną mieszanką tego, co fizyczne z tym, co wirtualne. Zawsze posiadaliśmy fizyczne ciała i fizyczne przedmioty w naszych rękach. Zawsze jednak wierzyliśmy w rzeczy, których nie mogliśmy zobaczyć. Zawsze towarzyszyły nam historie, które snuliśmy, aby wytłumaczyć otaczający nas świat i które dotyczyły czegoś nienamacalnego. Zawsze mieliśmy swoich bogów, wierzyliśmy w świat rządzony przez duchy, wyobrażaliśmy sobie relacje z naturą, bogami i innymi ludźmi, które nie były oparte o to, co fizycznie byliśmy w stanie zobaczyć. Ludzi zawsze łączyła silna więź z tym, co „wirtualne”. Dziś oczywiście słowo „wirtualny” oznacza coś zupełnie innego, niż 200 lat temu. Wydaje mi się, że zawsze staraliśmy się wyrazić siebie za pomocą rzeczy. Wychowałam się w Australii wśród ludności tubylczej, która w dłoniach dzierżyła dzidy i ozdabiała swoje ciała – swoją fizyczność – różnymi obiektami. Trzysta lat temu rycerze mieli miecze i konie, które stanowiły nieodłączny element ich samych. Teraz to wyrażanie siebie ma miejsce w świecie cyfrowym. Niejako „rozbudowujemy naszą fizyczność” poprzez profile na Facebooku w świecie on-line czy też telefony komórkowe w świecie off-line. I nie uważam, żeby tego typu równowaga sprawiała, że z ludzi przeistaczamy się w cyborgów. Nie sądzę, żeby to kiedykolwiek nastąpiło.
NH: Czy w takim razie masz na myśli, że jesteśmy tymi samymi ludźmi, co setki lat temu, tylko zmieniły się czasy?
Genevieve: Tak. Uważam, że to, na czym ludziom tak naprawdę najbardziej zależy, zmienia się bardzo powoli. Pewne rzeczy nie zmieniły się od setek lat. Nie sądzę, żeby jakakolwiek dawka technologii kiedykolwiek to zmieniła. Wiem, brzmi staroświecko…
NH: Ale to prawda. Mam podobne odczucia i to jest właśnie to, co chciałam usłyszeć.
Genevieve: Myślę, że bardzo łatwo jest dać się “uwieść” technologii oraz jej zawrotnemu tempu, i mieć poczucie, że nieustannie wszystko się zmienia. Musimy pamiętać, że jest mnóstwo rzeczy, które ludzie robią i robili od dawien dawna. Zawsze stanowiliśmy część jakiejś rodziny czy społeczności, zawsze chcieliśmy otaczać się innymi ludźmi, którzy podzielają nasze wartości, zawsze chcieliśmy wierzyć w rzeczy większe niż my sami, zawsze używaliśmy przedmiotów, aby komunikować to, kim jesteśmy innym ludziom i nam samym. Te rzeczy się nie zmieniają. Są one bardzo głęboko zakorzenione w naszych kulturach i społeczeństwach. Zapewne istnieje powód, dla którego niektóre technologie nie odniosły sukcesu. Wcale nie były źle zaprojektowane, po prostu nie robiły rzeczy, na których najbardziej nam zależy.
NH: Może ten lęk ma podłoże kulturowe, tak jak wspomniałaś. W Japonii czy Korei na przykład tempo przyjmowania nowych technologii jest bardzo szybkie. Wydaje mi się, że te społeczeństwa nie obawiają się technologii w takim stopniu jak Europejczycy.
Genevieve: Masz rację. W Japonii wprowadzono mnóstwo technologii podobnych do tych, które mamy w Europie, lecz reakcja była zupełnie inna. Spowodowane jest to po części tym, że funkcjonują tam inne wyobrażenia na temat tego, co czyni nas ludźmi i jaka jest natura naszego człowieczeństwa. W Europie Zachodniej duży wpływ na te idee miało to, co wydarzyło się po reformacji. Od początku wieku XVI panował i nadal panuje pogląd „myślę, więc jestem”, poznanie jest tożsame z naszym poczuciem człowieczeństwa, to zdolność myślenia i wyciągania wniosków sprawia, że jesteśmy ludźmi. W Japonii czy Korei te poglądy są zupełnie inne. Technologia jest nieodłączną częścią i niejako przedłużeniem naszego człowieczeństwa, a nie zagrożeniem dla niego. Dlatego też roboty odciążające ludzi w codziennych obowiązkach nie znaczą nic więcej niż roboty odciążające ludzi w codziennych obowiązkach. Przyjmowanie technologii oparte jest na zupełnie czymś innym. Uważam, że nawet w obrębie Europy funkcjonują różne obawy. Bardzo specyficzna reakcja na kwestie prywatności i big data może być zaobserwowana w Niemczech, zważywszy na historię tego kraju. Inaczej to z kolei wygląda we Francji. Ile kultur, tyle obaw, które w znacznej mierze mają swe korzenie w naszej historii. Jest to w pełni uzasadnione.
NH: Dziękuję.
Tłumaczenie z angielskiego na polski – TurboTlumaczenia.pl