
W spolaryzowanym społeczeństwie tracą wszyscy
[Poniższy fragment pochodzi z książki, nad którą aktualnie pracuję – z rozdziału o samotności. Obserwując jednak to, co się dzieje aktualnie w debacie publicznej, postanowiłam się nim podzielić wcześniej.]
***
Z jednej strony jako społeczeństwo jesteśmy dziś ze sobą najbardziej połączeni w całej historii ludzkości – mamy internet, urządzenia mobilne, media społecznościowe, komunikatory. Z drugiej strony – mimo tak wielu narzędzi do komunikacji świat zmaga się dziś z epidemią osamotnienia. Dyskusja o nim toczy się dziś w przestrzeni publicznej przede wszystkim dlatego, że ma ono ogromne konsekwencje zdrowotne. Badania wskazują, że poczucie osamotnienia osłabia układ odpornościowy, zwiększa ryzyko chorób serca oraz wystąpienia depresji. Ale tak naprawdę osamotnienie niesie ze sobą nie tylko konsekwencje zdrowotne, ale przede wszystkim społeczno-polityczne.
Zatomizowane społeczeństwo
Izolacja społeczna i osamotnienie determinują bowiem sposób, w jaki organizujemy się w społecznościach oraz jakich dokonujemy wyborów. Przede wszystkim, badania wskazują[1], że osamotnienie jest zaraźliwe. Ludzie, którzy znajdują się w pobliżu osób czujących się samotnie, z biegiem czasu też zaczynają odczuwać ten stan. Co istotne, przenosi się on do trzeciego stopnia oddalenia, czyli jeśli ja jestem osobą osamotnioną, wkrótce takie staną się również osoby z mojego najbliższego otoczenia oraz ich znajomi. W ten sposób samotność dociera do obrzeży poszczególnych klastrów[2] w sieciach społecznych i rozprzestrzenia w całym społeczeństwie. W konsekwencji powstaje społeczeństwo zatomizowane – zbudowane z pojedynczych jednostek, z których każda myśli o sobie, a nie o dobrze ogółu. Z wieloletnich badań Johna Cacioppo, profesora z Uniwersytetu w Chicago zajmującego się samotnością i jej konsekwencjami, wynika bowiem, że wraz z poczuciem osamotnienia wzrasta egocentryzm i koncentracja na własnych potrzebach[3]. Osoby osamotnione funkcjonują też w stanie stałego zagrożenia – ma to źródło w zmianach biochemicznych w mózgu i uzasadnione jest ewolucyjnie: dla pierwszych ludzi żyjących w niebezpiecznym i nieprzewidywalnym środowisku samotność była często śmiertelnie groźna. Stan podwyższonej gotowości, w którym znajdują się osoby osamotnione ma z kolei wpływ na to, że zdecydowanie częściej – i nie zawsze zgodnie z obiektywną rzeczywistością – odbierają one innych jako krytykujących, nieprzyjaznych i zagrażających, trudniej też im właściwie oceniać intencje innych osób.
Egocentryzm vs wspólnota
Egocentryzm i koncentracja na własnych interesach są dobre dla poszczególnych jednostek tylko w krótkim okresie. W długim okresie potrzebna jest nam wspólnota. Z punktu widzenia ewolucji to właśnie bycie częścią większej społeczności, która gwarantowała pomoc i opiekę, zapewniło gatunkowi ludzkiemu sukces i przetrwanie. Jednocześnie wyzwania współczesnego świata – w tym takie kwestie, jak energetyka, medycyna, eliminacja ubóstwa, zrównoważony rozwój, zmiany klimatyczne – wymagają wspólnoty, podejmowania działań na rzecz większego dobra, realizowanych ponad podziałami. I nie jest to, ot tak, rzucony frazes, ale konieczność. Trudno bowiem wyobrazić sobie jakąkolwiek skuteczną aktywność chociażby na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatycznym, które z założenia są wyzwaniami globalnymi i długoterminowymi, jeśli aktywności te będą miały wykluczające się cele w poszczególnych krajach lub będą zmieniane w zależności od tego, kto akurat jest przy władzy.
Tymczasem w przypadku samotnego społeczeństwa budowanie jakiejkolwiek wspólnoty jest bardzo trudne, a często nawet i niemożliwe. Polityka prowadzona na potrzeby takiej społeczności zamiast funkcjonować ponad podziałami i realizować nadrzędne cele długoterminowe, zajmuje się partykularnymi interesami poszczególnych jednostek. W konsekwencji prowadzi to do jeszcze większej polaryzacji społeczeństwa i okopywania się we własnych poglądach, co widać podczas aktualnie prowadzonej debaty publicznej, pełnej pogardy dla poglądów innych niż własne. I podkreślam z całą mocą – pogarda ta widoczna jest po obu stronach sceny politycznej.
Przykład. W wielu krajach na świecie scena polityczna podzieliła się na dwie: konserwatywną oraz liberalną. Dzieje się tak m.in. w Stanach Zjednoczonych (republikanie vs demokraci), w Niemczech (konserwatywno-liberalna oraz chadecka koalicja CDU vs socjaldemokratyczna SPD), w Wielkiej Brytanii (prawicowa i centroprawicowa Partia Konserwatywna vs centrolewicowa i lewicowa Partia Pracy) oraz w Polsce (konserwatywne PiS vs liberalna KO). Taka organizacja sceny politycznej świadczy z jednej strony o dojrzałości demokracji, a z drugiej wskazuje, że ludzie z założenia różnią się w kwestiach światopoglądowych; mają też inne podejście do zmian – jedni są na nie bardziej otwarci, innym poczucie bezpieczeństwa daje przywiązanie do tradycji. W dużym uproszczeniu bowiem głównymi hasłami głoszonymi przez osoby o poglądach konserwatywnych jest wierność tradycyjnym wartościom, takim jak państwo, naród, rodzina. Z kolei osoby o poglądach liberalnych – znów upraszczając – wierzą przede wszystkim w wolność i indywidualizm jednostki, co z kolei sugerować może, że grupa ta szczególnie stawiać będzie na tolerancję i szacunek wobec każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów.
Obserwując przez tyle lat tak zbudowaną scenę polityczną, można byłoby się do niej przyzwyczaić i ją zaakceptować, a w konsekwencji próbować znaleźć wartości wspólne dla obu opcji – po to, aby realizować cele służące całemu społeczeństwu w długim terminie (wspomniane wcześniej przeciwdziałanie zmianom klimatu, bezpieczeństwo energetyczne, eliminacja ubóstwa, rozwój medycyny i służby zdrowia etc.). Tymczasem, im dłużej ktoś śledzi, co dzieje się w polityce, tym widzi większą polaryzację – zarówno na arenie międzynarodowej, jak i w Polsce. Zamiast prowadzić merytoryczną dyskusję, obie strony obrzucają się wyzwiskami, próbując sobie nawzajem wmówić, kto jest gorszy. Podczas wyborów prezydenckich w naszym kraju w 2020 roku w zasadzie nie ma dyskusji o programach wyborczych kandydatów. W drugiej turze wyborów dwaj główni kandydaci nie doszli do porozumienia, by wspólnie wziąć udział w debacie. Jednocześnie część wyborców o poglądach konserwatywnych obrażała wyborców kandydatów liberalnych, wykazując się szczególną agresją słowną wobec osób nieheteronormatywnych, pochodzących z innych krajów lub innego koloru skóry. Z drugiej strony, część wyborców o poglądach liberalnych – określała wyborców konserwatywnych niewyedukowanym motłochem, przekupionym 500+. Jak widać, w spolaryzowanym społeczeństwie tolerancja i szacunek to tylko hasła – obowiązują nie wobec wszystkich ludzi, ale tylko wobec tych, którzy są tacy sami jak my i mają takie same poglądy. Każdy, kto ma inne przekonania, jest obcy i stanowi zagrożenie. Zagrożenie wzbudza strach, a strach z kolei generuje agresję. Powstaje błędne koło.
Polaryzacja
Ale polaryzacja dotyczy nie tylko sceny politycznej, stała się częścią całego naszego życia. Antagonizujemy się dzisiaj między innymi w kwestii używanych technologii (iOS vs Android, PC vs Mac, Windows vs MacOS, Nikon vs Canon, gry na konsole vs gry na PC), opieki nad dziećmi (karmienie piersią vs mieszanka, obowiązkowe szczepienia vs ruch antyszczepionkowy, rodzicielstwo bliskości vs zimny chów), komunikacji w mieście (właściciele samochodów vs rowerzyści), a nawet jedzenia (wegetarianie vs mięsożercy, coca-cola vs pepsi, majonez Kielecki vs Winiary, sernik z rodzynkami vs bez rodzynek, pizza z ananasem vs bez ananasa)[4]. Antagonizujemy się w biznesie, w środowisku naukowym, w medycynie.
Problem polega na tym, że polaryzacja po prostu jest zła. Wzbudza negatywne emocje, rodzi agresję, nie pozwala osiągnąć porozumienia w ważnych kwestiach. Sugeruje także, że świat jest czarno-biały, co jest oczywistą nieprawdą. Owszem, w ten sposób świat widzą dzieci. Małe dziecko nie jest jeszcze w stanie na przykład zrozumieć, że ktoś może być jednocześnie dobry i zły. Że mama, która z założenia kocha swoje dziecko, może się na nie także zezłościć. W efekcie, trzymając się swojej dualistycznej wizji świata, dziecko zaczyna myśleć: mama jest dobra, ja jestem zły/ zła. Im jednak jesteśmy starsi, tym bardziej rozumiemy (a przynajmniej powinniśmy rozumieć), że świat ma miliony odcieni szarości. Że ktoś nie jest tylko dobry, albo tylko zły. Że można być takim i takim jednocześnie. Że pewne rzeczy wcale się nie wykluczają. Że można być katoliczką i feministką. Mężczyzną i feministą. Że można wierzyć w Boga i odrzucać kościół. Że można mieć lewicowe poglądy i być pro-life. Mieć konserwatywne poglądy i jednocześnie popierać środowisko LGBT+.
Z osamotnieniem i wynikającą z niego polaryzacją wiąże się jeszcze jeden paradoks. Otóż poczucie osamotnienia wywołuje ból emocjonalny i społeczny. Ewolucyjnie pełni on taką samą funkcję jak ból fizyczny. Jego celem jest po prostu zmiana zachowania. Kiedy np. dotkniemy ręką czegoś gorącego, to właśnie ból nakazuje nam ją cofnąć, aby uchronić nas przed uszkodzeniem ciała. Ból emocjonalny (który nota bene uruchamia w mózgu te same ośrodki co ból fizyczny) wywołany poczuciem osamotnienia pełni podobną funkcję – ma nas uchronić przed niebezpieczeństwem bycia w izolacji, w oderwaniu od grupy. Służy jako bodziec, żeby przyjrzeć się swoim relacjom społecznym, wyjść innym ludziom naprzeciw, odbudować zerwane więzy. Coś się jednak takiego wydarzyło, że samotność przestała pełnić tę funkcję – zamiast otwierać się na innych, coraz bardziej się na nich zamykamy.
Przypisy:
[1] Cacioppo, J. T., Fowler, James H., Christakis, Nicholas A., Alone in the Crowd: The Structure and Spread of Loneliness in a Large Social Network, Journal of Personality and Social Psychology, December 1, 2008. Dostępne pod adresem: https://ssrn.com/abstract=1319108 albo http://dx.doi.org/10.2139/ssrn.1319108 .
[2] W dużym skrócie – człowiek funkcjonuje w określonych grupach społecznych, według Robina Dunbara są to maksymalnie grupy 150-osobowe (klastry). W każdym klastrze znajdują się z kolei pojedyncze osoby (huby), które łączą się z pojedynczymi osobami w innym klastrze. Istnieje zatem teoria – sześciu kroków oddalenia (ang. six steps of separation), według której każdy człowiek na świecie połączony jest z innym człowiekiem za pomocą sześciu innych osób (właśnie hubów w klastrach). Więcej na ten temat w książce Duncana Wattsa, Six Degrees. The Science of a Connected Age, W. W. Norton & Company, New York, 2003.
[3] Cacioppo, J. T., Chen, H. Y., & Cacioppo, S. (2017). Reciprocal Influences Between Loneliness and Self-Centeredness: A Cross-Lagged Panel Analysis in a Population-Based Sample of African American, Hispanic, and Caucasian Adults. Personality and Social Psychology Bulletin, 43(8), 1125–1135. https://doi.org/10.1177/0146167217705120
[4] Kilka dni temu zapytałam na Twitterze, jakie największe polaryzacje, poza politycznymi, istnieją w naszym społeczeństwie – wiele z wymienionych powyżej otrzymałam właśnie tam. Pełen wątek można przeczytać pod linkiem: https://twitter.com/NataliaHatalska/status/1280837950868197376 Polecam bardzo tę lekturę.
Zdjęcie na głównej: archiwum własne.